Copyright 2012 © By shabbychic-decoupage.blogspot.com |
Po drodze zwiedziliśmy
Czechy, Austrię, Szwajcarię, Włochy, południową Francję, Hiszpanię a w drodze
powrotnej Niemcy. Było cudownie, środek sierpnia i … korki we Francji
gigantyczne, będąc w Nicei a później w Cannes chcieliśmy pojechać do St.
Tropez, ale po godzinie stania w korku i moim nuceniu piosenki z filmu z
Louisem de Funes, gdzie w piosence powtarzała się nazwa miasta … i chyba był to
film pt. „Żandarm z Saint-Tropez”, zobaczyłam taki widok: korek z przodu, korek z tyłu, palmy na prawo,
palmy na lewo a za nimi morze, my w środku auta bez klimatyzacji, ale ze
śpiewem na ustach a tu nagle przejeżdża po chodniku samochodem rozwścieczona
Francuzka, która nie wytrzymała ciśnienia, skrzętnie omijając korek, dobrze, że
palm nie skosiła.
Francja przypadła mi do gustu kilkoma rzeczami:
po pierwsze, prawie umarłam z
głodu w restauracji czekając aż podadzą obiad, godzinę delektując się winem na
pusty żołądek o skutkach tego wyczynu pijackiego nie wspomnę, poszło w nogi,
choć spóźniony obiad stał się późna kolacją, mam ogromne uznanie dla kuchni
francuskiej, ślimaków nie jadłam, jadałam jak byłam mała z moim tatą a później
miałam przyjemność na mazurach w restauracji Hotelu Gołębiewski, są naprawdę
pyszne i zjadliwe;
po drugie, uprzejmość Francuzów
przy próbie zamówienia czegokolwiek chociażby kawy w języku angielskim kończyła
się prawie katastrofą, po jednej próbie było zimne spojrzenie, po drugiej
kelnerka podeszła do stolika zabrała brudne naczynia po poprzednich gościach,
ceremonialnie machnęła ścierką i poszła sobie dumna i blada nie obsłużywszy nas
wcale, przy trzeciej próbie poproszenia o dwie kawy tym razem w języku
tubylców, zostaliśmy obsłużeni łaskawie;
po trzecie będąc na Lazurowym
Wybrzeżu w środku sierpnia mieliśmy ogromny problem ze znalezieniem
jakiegokolwiek noclegu i poradzono nam żeby pojechać w góry no i jechaliśmy,
było późno, dojechaliśmy pod Grenoble, gdzie szukaliśmy noclegu, obeszliśmy całą
okolicę wszystkie hoteliki i nic, utrudzeni postanowiliśmy zaparkować na
niewielkim parkingu naprzeciw starego budynku z dumnym napisem AUBERGE czyli
zajazd, karczma, oberża czy jak kto woli gospoda. Właśnie szykowaliśmy się do
snu, gdy z ów oberży wyszedł tęgawy jegomość z latarką, obszedł nasz samochód,
poświecił latarką po oczach, coś tam pomruczał po czym poszedł sobie gdzieś.
Rano połamani jak nieboskie stworzenia, głodni jak wilki wpadliśmy do ów oberży
na śniadanie i kawkę, było pysznie, ale po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy
się, że zarówno w oberży jak i okolicznych motelach i hotelach są i to na pewno
jakieś wolne miejsca, zaraz chwileczkę, a mówiono nam co innego, a i owszem, bo
u tubylców trzeba było wcześniej się zaanonsować i zarezerwować miejsca;
po czwarte, jak już ochłonęliśmy
z wieści jak się powinno załatwiać sprawy z zakwaterowaniem w niektórych
regionach, poszliśmy rozejrzeć się po miasteczku, było tam przepięknie,
słonecznie, cicho, leniwy poranek, nikt się nigdzie nie spieszy i nagle
ujrzałam z daleka piękną witrynę sklepową, upiększoną girlandami pelargonii i
czego tylko, kamienne schodki do sklepu, jakieś wiklinowe kosze, cuda, cudeńka
i … weszłam tam i nie bardzo chciałam wyjść, bo jeszcze tak pięknego wnętrza
nie widziałam, aż szkoda było cokolwiek ruszyć, bardzo zaciekawiłam sklepikarza,
bo nic nie chciałam kupić, bo byłam już po śniadaniu i raczej chciałam
zaspokoić głód, ale głód duchowy czyli tego czego nigdy wcześniej nie widziałam
wyeksponowanego w tak piękny sposób a była to najpiękniejsza jaką w życiu
widziałam, można by rzec przybytek rozkoszy podniebienia ze znamiennym szyldem …
BOULANGERIE czyli po prostu piekarnia. Te bagietki, te bułeczki regionalne,
chlebki wszelkich rodzajów. Urzekła mnie i od razu tubylcom wybaczyłam ten nocleg w samochodzie na parkingu, czyli gościnność
rodem z Francji;
po piąte, nauczeni doświadczeniem
wracając spod Grenoble, po drodze zapytaliśmy o prywatne kwatery, jedna bardzo
przypadła mi do gustu, na poddaszu gospodyni miała wolny pokój, stare meble,
wnętrze urządzone zgoła odmiennie od tego, co w ówczesnym czasie można było
spotkać u nas i stała tam … kołyska drewniana, majstersztyk, takiego mebla
nigdy więcej już nigdzie nie widziałam, ale już nie wróciliśmy w to miejsce,
pognało nas w sina dal.
Prowansja, moja miłość …
zakochałam się w tym zakątku od pierwszego wejrzenia. Te widoki, ten zapach i
to prawda Prowansja lawendą pachnąca, ale i ziołami bazylią, tymiankiem … i ten
nasłoneczniony kawałek ziemi, o nieboskim zapachu.
Czemu o tym napisałam, właśnie
tu, gdzie piszę o stylu rodem z Anglii, który de facto zrodził się w Stanach
Zjednoczonych, bo każdy ma coś w sobie urzekającego. Mnie podobają się
prowansalskie, proste, skromne kuchnie, o pastelowych barwach, pachnące latem,
ciepłym wiatrem oraz bielonymi meblami.
Zaszczepiłam w moim domu wiele
prowansalskich motywów, lawendowe ceramiczne dodatki do łazienki, woreczki na
kosmetyki z pięknymi gałązkami lawendy, mydło marsylskie, woreczki zapachowe do
szaf, dodatki ozdobne zawieszone tu i ówdzie, a ostatnio anioł z ceramiki
malowany w delikatne gałązki lawendy. Lawenda stała się niezwykle modna i jest
rzeczywiście urokliwym dodatkiem w wystroju domu, nawet z daleka przypomina o
tym cudownym zakątku na ziemi, o Prowansji. Krąży legenda, która mówi, że Bóg
stworzywszy świat, postanowił wykorzystać pozostałości materii do stworzeni
Raju i tak właśnie powstała Prowansja.
Co warto wiedzieć jadąc do Francji?
- Starać się rozmawiać po francusku, Francuzi to uwielbiają i nawet jak jest to bardzo skromna znajomość języka, potrafią docenić.
- Wybierając się na obiad trzeba wziąć poprawkę, że kuchnie maja smaczną i może wykwintną, ale i pieczołowicie przygotowują się do tego, a przy takiej ilości gości, jest to nie lada wyzwanie, jednym słowem uzbrójmy się w cierpliwość czekając na podanie do stołu.
- Nie pchać się na wyjazd w terminie największego szczytu wakacyjnego, a sierpień takowym jest.
- Mieć dystans do chimerycznych zachowań Francuzów, tacy po prostu są.
- I naprawdę korzystać z uroków tego, czym może Francja uraczyć, lekkim śniadaniem z croissantem, wykwintna kawą, smacznym winem, jeszcze smaczniejszym obiadem bądź kolacją i nie należy zapomnieć o zajrzeniu do piekarni i to koniecznie.
- Zachęcam do lektury powieści Petera Mayle, który zakochał się w tym zakątku, urodził się w Anglii, wyemigrował do Ameryki, rzucił prace i wyprowadził się z żoną do Prowansji, o czym opisuje z angielskim humorem i dystansem do siebie, jak i do Francuzów w swoich powieściach m.in. Rok w Prowansji.
- A wracając do wątku o piekarni i pieczeniu chleba i wszystkiego z tym związanego zachęcam do przejrzenia malutkiej książeczki tego samego autora „Wyznania francuskiego piekarza”, może wtedy ten, kto nie był zrozumie mój zachwyt nad ową piekarnia i jej wyrobami.
Savoir vivre we Francji.
Będąc we Francji warto wiedzieć
kilka rzeczy.
Witając się z kimś nie musimy
wymieniać jego nazwiska, wystarczy powiedzieć:
Bonjour, Monsieur
Bonjour Madame
Bonjour Mademoiselle
lub zwrócić się do danej osoby po
imieniu: Bonjour Sabine, Bonjour Michel.
Pozdrowienia bonjour używamy
zarówno przed południem, jak i po południu.
Wieczorem można przywitać się
Bonsoir, Monsieur/ Madame/ Mademoiselle (panna).
Forma Au Revoir (Do widzenia)
stosowana jest przy pożegnaniu.
Słówko salut! (cześć, serwus!) może zastąpić bonjour, bonsoir, au revoir. Wyraża ono większą poufałość i używa
się go z imieniem.
Kiedy zwracamy się do kobiety Madame, a kiedy Mademoiselle?
Zasadniczo określenie Mademoiselle stosowane bywa częściej niż
w innych językach. Do młodej niezamężnej
kobiety mówimy Mademoiselle.
Francuzi nie przywiązują zbyt
wielkiej wagi do porannych posiłków i nie jadają z reguły długich obfitych
śniadań.
Wiele osób woli w drodze do pracy
zjeść w kawiarni śniadanie złożone z kawy i croissants.
Francuzi jadają za to dwa ciepłe posiłki w ciągu dnia, w południe dejeuner, a wieczorem diner.
Chcąc zapłacić we francuskiej
restauracji, przywołujemy kelnera słowem Monsieur,
a kelnerkę – Madame. Generalnie nie
ma we Francji zwyczaju płacenia w lokalu osobno. Najpierw uiszczamy należność,
a dopiero później rozliczamy się pomiędzy sobą. Nawet jeżeli na rachunku
napisano service compris (obsługa
wliczona), to i tak jest w zwyczaju pozostawienie napiwku. Napiwek pozostawiamy
dyskretnie i bez słowa.
UWAGA: Częstym nietaktem
obcokrajowców jest wołanie kelnera słowem garson,
podczas gdy grzeczność wymaga użycia zwrotu s’il vous plait (proszę).
Gdy jesteśmy zaproszeni przez
Francuzów warto wiedzieć, że kunsztowne opakowanie jest równie ważne jak
kwiaty. Jeśli jesteśmy zaproszeni na ósmą wieczór na kolację lub na aperitif, to nie wypada stać z bukietem
kwiatów punktualnie o ósmej. By zachować przyzwoitość, należy przyjść dopiero
kwadrans po ósmej.
Francuzi nie lubią deptania
trawników, a także dotykania owoców, warzyw i kwiatów na straganach.
Strasznie interesuję się kulturą francuską no i samą Francją :) Ten post jest niesamowity i poznałam wiele ciekawych rzeczy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
www.lifeoffrancis1.blogspot.com
Zaobserwujesz? Będę bardzo wdzięczna ;)